WYWIAD: Legenda proroka Eliasza z Grzybowszczyzny

Wywiad z rozmówcami przeprowadziła Martyna Aleksiejuk

Historię ludowej religijności – prostej i naiwnej, lecz nieraz intensywniej przeżywanej niż ta, z jaką w większości mamy do czynienia - opowiedzieli mi Edward (ojciec) i Tadeusz (syn) Gudalewscy. Pierwszy z nich był świadkiem opisywanych wydarzeń - pamięta je z dzieciństwa. Drugiemu o Eliaszu opowiadał ojciec. Z czasem tą wiedzę pogłębiły lektury.

Źródło: www.ciekawepodlasie.pl
Tadeusz Gudalewski: Trzeba zacząć od tego, że jakieś 45 lat temu chodziłem z kolegami nad rzekę Nietupkę kąpać się, chodzić po lesie. Niedaleko były pozostałości jakichś podmurówek. Zapamiętałem dwa, może trzy, domy. Mówiono, że tam mieszkają "baby". Można było zobaczyć je tylko raz na jakiś czas, jak przychodziły do sklepu. Nie było ich ani na żadnych uroczystościach szkolnych, ani w kościele. Mówiono, że nie chodziły również do cerkwi, więc to było trochę zastanawiające. Wiedziałem, że niedaleko mojego domu jest w lesie cerkiewka. Niby nieodległa od wioski, ale jednocześnie opuszczona i tajemnicza. Koło tej cerkiewki, po drugiej stronie drogi były pozostałości po jakichś budynkach, nie bardzo wiedziałem jakich. Z czasem dowiedziałem się więcej.

Edward Gudalewski: Cała historia miała miejsce, kiedy byłem dzieckiem. Miałem dwanaście, może trzynaście lat w chwili zakończenia owych wydarzeń (urodziłem się w 1928 roku). W każdym razie okazało się, że w pobliskiej wsi - Grzybowszczyźnie - mieszkał Eliasz Klimowicz. Ilia, bo tak go nazywano potocznie we wsi, był prostym, niepiśmiennym chłopem, który w pewnym momencie stał się kimś wyjątkowym. Został miejscowym prorokiem, ale nie dla mieszkańców, bo znali go jako zwykłego chłopka, który orze, chodzi boso, jest jednym z nich. W pewnym momencie stał się człowiekiem bardzo bogatym. Nie obnosił się z tym, bo nie był w stanie nawet tych pieniędzy policzyć. Woził je w końskiej torbie do Krynek, gdzie liczył je Żyd .

T.G.: Trzeba jednak wrócić do początku... Ilię interesowała sfera ducha. Podobno odbył jakąś wyprawę do Rosji żeby pogłębić swoja wiedzę. W pewnym momencie zaczął inaczej mówić, myśleć, kogoś tam pewnie złajał za złe postępowanie, komuś zwrócił uwagę, może coś komuś przepowiedział. W ten sposób w świat poszła pogłoska, że oto w Grzybowszczyźnie mieszka wyjątkowy człowiek. Popularność Eliasza rosła wraz z odległością - nie miał rozgłosu w rodzinnych stronach, lecz w sąsiednich gminach, powiatach. Kiedy ludzie dowiedzieli się, że niedaleko Krynek jest człowiek, który sporo wie o świecie, przepowiada przyszłość i potrafi nawrócić na dobra drogę, zaczęli do niego przychodzić.

E.G.: Im więcej tych ludzi przybywało po porady, wsparcie, tym on miał mniej czasu, by uprawiać rolę. W związku z tym zarzucił gospodarstwo i zaczął przyjmować pątników m.in. z Bielska, Nowogródka i Wołynia. Każdy pielgrzym ma to do siebie, że chce się odwdzięczyć. Eliasz nie podawał ceny za swe usługi, robił to dla dobra ludzi, jednak wdzięczni pątnicy zostawiali mu pieniądze, coś cennego. W ten sposób Ilia stał się człowiekiem majętnym. Wtedy postanowił, że z tych pieniedzy postawi mury pod przyszłe centrum świata, które nazwał Wierszalinem. Obok chciał wybudować cerkiew.

T.G.: Miejsce pod zabudowę wybrał niedaleko swojej rodzinnej miejscowości, właśnie tam, gdzie w latach 60' XX wieku mieszkały "baby”, o których mówiłem, a gdzie teraz stoją jedynie puste chaty. Eliasz ziścił swoje plany: postawił kilka domów w Wierszalinie i wybudował cerkiew. W świat poszła kolejna sensacyjna wiadomość: jako, że Ilia jest kimś wyjątkowym, świątynia wyrosła spod ziemi. Oczywiście efektem były jeszcze liczniejsze pielgrzymki. Tysiące ludzi przybywało do Eliasza. Część z nich wracała uzdrowiona, więc popularność Ilii rosła z roku na rok.

E.G.: Po drugiej stronie cerkwi była plebania i prawdopodobnie dom zakonny. Z ludowych wierzeń powstała duża instytucja. To zaważyło na stosunkach między Klimowiczem a baciuszką z Ostrowia. Władza cerkiewna zrozumiala, że Eliasz staje się zbyt ostrą konkurencją dla nich. Doszło do jakiegoś nieporozumienia. W wyniku tego konfliktu ludzie, którzy uznawali Ilię za proroka, zaczęli osiedlać się w Wierszalinie. Chcieli tworzyć społeczność niezależną zarówno od kościoła katolickiego, jak i prawosławnego. Uchodzili za dziwnych ludzi, bo praktycznie nie istnieli w życiu lokalnym: nie chodzili ani do kościoła, ani do cerkwi, nie uczestniczyli w uroczystościach wiejskich czy gminnych, przychodzili jedynie zrobić jakieś drobne zakupy. 

Atmosfera wokół Ilii gęstniała. Przybywało mu zwolenników, ale i w niechętnych narastała wrogość. Wreszcie kilku mężczyzn z innej miejscowości zbiło krzyż. Nieśli go aż do Grzybowszczyzny. Wszystko po to, by ukrzyżować Eliasza. Naprawdę – chcieli go ukrzyżować! Myśleli na swój sposób logicznie: skoro ludzie uważają go za proroka, następcę Chrystusa, to trzeba go poddać takiej samej męce, aby sprawdzić wiarygodność jego cudotwórstwa. Opowieści mówią, że kiedy Ilia dowiedział się o tym przedsięwzięciu, uciekł w pole, aby ratować swoje życie. Mężczyźni nie znaleźli go, więc zostawili krzyż na skraju wsi i wrócili do siebie. Nie wiem, czy ta historia miała na to wpływ, czy może konflikt z baciuszką na tym zaważył, ale Eliasz przekazal tą cerkiew katolikom. Świątynia w środku lasu przez kilka lat była kościołem. Jeszcze chyba w latach 60' XX wieku na kopułach znajdowały się krzyże katolickie. Dopiero po odrestaurowaniu budynku z powrotem pojawiły się krucyfiksy prawosławne.


T.G.: Rok 1939, konkretniej pojawienie się wojsk radzieckich na terenach Grzybowszczyzny i okolic, położył kres wszystkiemu, co związane z Eliaszem Klimowiczem. Ilia został aresztowany przez NKWD i ślad po nim zaginął. Krążyły pogłoski, że wywieźli go na Sybir, ale może po prostu został gdzieś stracony. Tacy ludzie byli niewygodni dla komunistów, wręcz niebezpieczni. Prawdopodobnie więc rok 1939, może 1940 zakończył działalność Eliasza. Została jedynie garstka jego wyznawców i legenda.
W latach 60' XX wieku w centrum Wierszalina mieszkało jeszcze kilka samotnych kobiet, które były kontynuatorkami sekty Ilii. Tuż obok, 200, może 300 metrów dalej, mieszkał Paweł Wołoszyn. To był jedyny wyznawca Eliasza, który miał rodzinę i którego znałem osobiście. Reszta czcicieli żyła samotnie. Oni wszyscy wierzyli, że Ilia zniknął, został nawet zabity, ale któregoś dnia wróci, zmartwychwstanie jak Chrystus. Do końca swoich dni byli przekonani, że tak będzie. Razem z nimi umarła wiara w Proroka Eliasza. Przetrwała pamięć.

Pamięć o Ilji wróciła i zyskała szerszy rozgłos dzięki publikacjom Włodzimierza Pawluczuka: Wierszalin. Reportaż o końcu świata (1983) i Wierszalin. Reportaż o końcu świata w trzydzieści lat później (1999) oraz sztukom Tadeusza Słobodzianka, które składają się na „trylogię wierszalińską” – Car Mikołaj (1985), Prorok Ilja (1992), Śmierć proroka (2011).