Artykuł Justyny Januszczyk: Białystok- miasto tylko dla białych?

O tym, że Białystok jest jednym z najbardziej rasistowskich miast mówi się głośno już od dawna. Na niniejszą opinię wpłynęła sieć słynnych reportaży o nietolerancji oraz agresji skierowanej do cudzoziemców, o których media aż krzyczały. Temat powrócił wraz z premierą książki Marcina Kąckiego "Białystok. Biała siła. Czarna pamięć", w której opisie możemy przeczytać: Białystok. Według rankingu „Guardiana” żyje się tam lepiej niż w jakimkolwiek innym polskim mieście, lepiej nawet niż Wiedniu czy Barcelonie. To na Podlasiu mieszkali obok siebie Polacy, Ukraińcy, Białorusini, Żydzi i Tatarzy. (...) Jak doszło do tego, że w medialnym przekazie dominują płonące mieszkania, swastyki na murach, antysemityzm, rasizm i kibolskie porachunki? Przeczytajcie, co na ten temat nietolerancji panującej w naszym mieście ma do powiedzenia Justyna Januszczyk. 

Otwieram encyklopedię, zaraz potem słownik wyrazów obcych. Przekartkowuję kolejno strony. Wyszukuję hasła: ksenofobia, ksenofob, rasizm, rasista, i czytam: Ksenofobia- niechęć (czasem posunięta aż do wrogości) do cudzoziemców i do wszystkiego, co obce, co zagraniczne. Tym samym ksenofob- człowiek niechętnie, wrogo nastawiony do cudzoziemców i cudzoziemszczyzny. Rasizm- ideologia głosząca wyższość jednych ras nad drugimi oraz to, że rasy lepsze powinny mieć większe prawa od ras gorszych. Czytam i porównuję te definicje. Zastanawiam się, analizuję. Odnajduję powiązania między nimi, co pozwala mi odnieść się do sytuacji, które nie raz miały miejsce w moim rodzinnym mieście.

O Białymstoku mówi się, a raczej zaczyna się mówić, że jest miastem nastawionym na rozwój, pełnym perspektyw etc., etc. Ale czy rozwój nie wiąże się z otwartością? Otwartością na to, co nowe, inne i jeszcze nie do końca nam znane? Nie mówię w tym momencie tylko i wyłącznie o otwartości na nowe pomysły, możliwości czy rozwiązania. Myślę również o ludziach odmiennych kultur, narodowości, wyznań, innego koloru skóry. Mówimy- pozwolę sobie na uogólnienie, że jesteśmy nowocześni, otwarci, tolerancyjni. Wyrozumiali (tak, tak też o sobie mówimy), chętni do zmian. Ale dlaczego to cały czas pozostaje tylko teorią, "czymś", co jest przygotowane na moment, kiedy zostaniemy o to zapytani. "Czymś", co jest przygotowanym dobrym, a może: odpowiednim? schematem na odpowiedzi w sytuacjach kiedy faktycznie (zważając na normy czy okoliczności) wypadałoby, po prostu wypadałoby w ten sposób mówić. Postawy i zachowania ludzi wcale na to nie wskazują. Nie pokazują ani otwartości, ani tym bardziej tolerancji. Niech otwartość, tolerancyjność, nowoczesność nie będą zamykane tylko w obszarach skierowanym ku pojęciom dotyczącym np.: technologii informacyjnych, mediów i wszelkich postępów w tych dziedzinach, czy np.: trybu życia jaki prowadzimy.

Dokładnie 28 października 2008 roku w Kurierze Porannym ukazał się artykuł, który "krzyczał" do nas swoim tytułem. Rasizm! Białystok dla białych. Jarosław Sołomacha, autor tekstu opisuje historię 21-letniej studentki Sary. Młoda kobieta przyjechała na studia do Białegostoku ze Szwecji. Chce być lekarzem. Ale ma czarny kolor skóry. W Białymstoku to poważny problem. Mówiła, że kiedy podejmowała decyzję o przyjeździe do Polski myślała, że to kraj, w którym nie ma rasizmu. Argumentowała to tym, że przecież Polacy wiele lat byli dyskryminowani i okupowani przez innych. Z jej relacji wynika, że nawet przez moment nie pomyślała, że Polacy jako ludzie, naród doświadczony tym piętnem, mógłby posuwać się do aktów rasistowskich. Pierwszy rok minął bardzo spokojnie, niestety później wszystko się zmieniło. Zaczepki na ulicy, groźby. Kiedy któregoś razu wracała rowerem z uczelni została zaczepiona przez mężczyznę, który zatarasował jej drogę i zaczął kopać rower. Chciał ją przestraszyć. Całemu zdarzeniu przyglądało się wiele osób, mnóstwo gapiów, jednak nikt jej nie pomógł. Młodzież zajęła się pospiesznym szukaniem telefonów i kręceniem filmów z tego "widowiska". Sarze udało się uciec. Zdenerwowana  i zszokowana mówiła, że w jej kraju to nie do pomyślenia. W Szwecji od razu idzie się za to do więzienia- mówiła. Innym razem, podczas wyjścia do klubu ze znajomymi, jeden z bramkarzy powiedział: No yellow people. Była z nią koleżanka, również Szwedka, tyle że jej rodzice pochodzą z Korei i to właśnie do niej kierowane były te słowa. Młode kobiety wolały wyjść, bo nie wiedziały co może je spotkać później, skoro już przed wejściem wyraźnie zaznaczona została niechęć wobec jednej z nich. Kiedy wsiadały już do samochodu, usłyszały komentarz ogolonego na łyso mężczyzny, który krzyczał: Pamiętaj, white power! Dodał jeszcze: fuck niggers. Właściciel klubu bardzo zdziwiony całym zajściem, mówił, że nie wiedział o tym zdarzeniu i deklarował, że wyjaśni  sprawę i wyciągnie odpowiednie konsekwencje jeżeli faktycznie chodzi o jednego z ochroniarzy jego klubu. Zaczepki, wyzwiska, bójki, ataki, to niestety, ale bardzo powszechne zachowania wypływające od Polaków w stronę obcokrajowców. Sołomacha w swoim artykule przywołuje również inne sytuacje, jednak podobne do tych, które dotknęły czarnoskórą studentkę. Mężczyzna innej narodowości, mówiący w obcym języku został zaatakowany w jednej z galerii handlowych, kiedy robił zakupy ze swoją dziewczyną. Powód? Mówił w obcym języku. Tak go pobili, że nie mógł rozpoznać swojej twarzy. Kolejny obrazek- Mistrzostwa Europy,  mecz Polska-Niemcy, młody Norweg zaraz po rozgrywkach został napadnięty przez skinów. Kiedy przyjechała policja, chłopak był już prawie nieprzytomny i miał połamane kości. Mimo, że mecz oglądało kilkaset osób, świadków nie było. Nikt oczywiście nic nie widział. Albo...nie chciał widzieć. Sara mówi o tych i podobnych zdarzeniach, przywołuje na przykład takie sceny jak- dziecko krzyczące: Heil Hitler! A kiedy przechodziła ulicą słyszała: White power, Ku Klux Klan. Bała się, dlatego postawnowiła pójść na policję. Decyzja ta, była dyktowana strachem, ale również tym, że zauważyła jak często takie sytuacje mają miejsce i jak bardzo "to" wszystko się rozwija. Szkoda tylko, że w nieodpowiednią stronę.Wiedziała, że to nie incydent, który nigdy więcej nie będzie miał miejsca. Dziewczyna razem z innymi obcokrajowcami postanowiła zorganizować spotkanie, zaprosili na nie dziekana uczelni i policję. Opowiedzieli o wszystkim co ich spotkało i spotyka gdy pojawiają się w miejscach publicznych. Muszą uważać co robią, gdzie chodzą, co mówią, jak mówią. Słowa dziekana na szczęście nie rozczarowały organizatorów spotkania- Przyznam się, kiedy szedłem na spotkanie myślałem, że kilku studentów jest przewrażliwionych. Gdy ich posłuchałem zrobiło mi się wstyd- mówi prof. Andrzej Dąbrowski, dziekan wydziału lekarskiego na uniwersytecie. Jest wyraźnie przejęty. -Musimy coś zrobić, bo niedługo sami nie będziemy mogli spokojnie wyjść na ulicę.

Pięć lat temu było tak: Policjanci nie wiedzą o napadach, bo dyżurny zwykle nie zna języka angielskiego. I nawet gdy coś się dzieje, obcokrajowiec nie może poprosić o pomoc. Dlatego studenci przygotują listę zdarzeń z ostatniego roku. Zostanie przetłumaczona i przekazana policjantom. Dobrze, że coś się działo, że coś miało zaczynać się zmieniać, ale dlaczego tak późno?   Moim zdaniem to absurd. Całoroczna lista? Absurd, że działania podejmowane są po tak długim czasie. A gdzie byli wcześniej? Mówimy o Białymstoku w perspektywach nowych możliwości, rozwoju, a co za tym powinno iść? Również znajomość języków obcych...Elementarna kwestia. A przynajmniej w instytucjach pomocowych oraz państwowych i tych, działających na szeroką skalę Po tamtych zdarzeniach, o których pisał w Kurierze Porannym Jarosław Sołomacha, miał powstać specjalny policyjny numer dla cudzoziemców. Tam mieli pracować już ci policjanci, którzy władają językami obcymi. Również uczelnia wpadła na pomysł wyznaczenia pracownika, który cały czas będzie dostępny pod  odpowiednim numerem telefonu i gotowy pomóc w razie jakichkolwiek problemów. Jeżeli nic się nie zmieni, tacy studenci jak Sara uciekną z Białegostoku. Ona nie powiedziała rodzicom o swoich problemach. Gdyby się dowiedzieli, zabraliby mnie stąd. Ale jeżeli to potrwa, sama wyjadę- mówiła Sara.

Białystok jest, a raczej stara się być miastem rozwojowym. Rozwój jednak nie idzie w parze z otwartością. Otwartością na innych ludzi. Dlaczego cały czas człowiek człowiekowi wilkiem? Gdzie empatia? Już nawet jestem skłonna zostawić na chwilę otwartość, której poświęciłam sporo uwagi i którą postawiłam niejako za punkt wyjścia. Gdzie życzliwość? Dlaczego jesteśmy tak obojętni na to, co obok nas? Dlaczego szufladkujemy i kategoryzujemy ludzi? Dlaczego tak dużo mówimy albo dlaczego tylko mówimy? Dlaczego mówimy, że nikt nic nie robi? Dlaczego my nic nie robimy? Tymi pytaniami chciałabym nie tyle co skłonić do przemyśleń, ale sprowokować refleksję, którą każdy z nas powinien uczynić. Należy zastanowić się dlaczego "to" wszystko zmierza w nieodpowiednią stronę. I co zrobić, aby kierunek tej drogi odwrócić.

Mówimy, że jesteśmy otwarci i tolerancyjni, a tak naprawdę jesteśmy fanatyczni, fanatyczni i rasistowscy. To zdanie Sokrata Janowicza. Stosunek do ludzi o innym kolorze skóry, to wyraz ogromnego, nie ma co szczędzić słów, chamstwa i ciemnoty. Chyba nigdzie nie żyje im się tak źle, jak właśnie u nas. Jesteśmy bardzo wrogo nastawieni do "wszystkiego" co obce. I nie ze strachu. A przynajmniej nie we wszystkich przypadkach. Sokrat Janowicz zapytany o to, czy nie jest zaskoczony tym, że Murzynka oraz inni obcokrajowcy są atakowani w Białymstoku, odpowiada tak: Myślę o tym wszystkim ze smutkiem. Współczuję tej dziewczynie serdecznie, że tutaj trafiła. To taka ciemna, sowiecka enklawa. A ciemnota koloru skóry jej nie daruje. Zamiast być dumnym, że mieszkają u nas ludzie innych ras, wywołuje to złe odruchy. Każdy inny jest dla nas wrogiem. Jedyne, co może zrobić, to przenieść się na przykład do Poznania. Tam jest inna kultura, a tu chamstwo. Bo u nas taka osoba będzie miała ciężko. Na pytanie o źródło nietolerancji i nienawiści odpowiedział: Z nieuctwa, ciemnoty, jakiejś takiej parafiańszczyzny. Im mniej wykształcony jest człowiek, tym więcej w nim fanatyzmu. Odzywa się w nim ciemnota. A z wykształceniem jest u nas źle. Szkoły są prymitywne, a nauczycielska kadra marna.

Niektórzy tłumaczą albo próbują tłumaczyć te zachowania przeszłością prześladowanych Polaków, niechęcią spowodowaną wrogim nastawieniem innych narodów. Ale większość sytuacji, ataków i aktów agresji wypływa od ludzi młodych, z czego większość z nich nie zna historii, a jeśli zna,  to  nie była jej bezpośrednią ofiarą. Warto zastanowić się czy przyczyna rzeczywiście jest "tu" umiejscowiona. Całkowicie podpisuję się pod słowami Janowicza- jesteśmy fanatyczni, nacjonalistyczni...a właściwie to rasistowscy. Jesteśmy, pozwolę sobie na uogólnienie, wręcz agresywnie nastawieni. A to chyba jeszcze gorsze niż obojętność. Dużo o tym mówimy, ale... słowa to za mało.